Stało się… rodzona w bólach płyta w końcu ujrzała światło
dzienne. Oficjalna premiera naszego debiutanckiego krążka miała miejsce 16
czerwca, a więc w chwili kiedy piszę te słowa minął prawie miesiąc. To co
prawda krótki okres, szczególnie kiedy porównać go z czasem, jaki zabrał proces tworzenia
albumu, ale pozwala już spojrzeć na
nasze dzieło z pewnej perspektywy.
Nagranie, mixy, produkcja, mastering, znalezienie
odpowiedniego grafika i opracowanie szaty graficznej, poszukiwanie wydawcy, żmudne
negocjacje i wreszcie produkcja fizycznego nośnika zajęły nam, licząc od
przestąpienia progu Pozytywnego Studia w Nowym Sączu czyli dnia 25 lutego 2011
roku do daty premiery, dokładnie 1 rok,
3 miesiące i 22 dni… A teraz nasza płyta stoi sobie na półce w Empiku i każdy kto chce może ją sobie kupić
Ten czas wypełniała nam oprócz normalnych codziennych zajęć również
prawdziwa walka o tę płytę. Dzień za dniem toczyliśmy nieprzerwaną batalię z przeciwnościami
losu, ograniczeniami natury ludzkiej, technicznej i finansowej, ale
jednocześnie zmaganiom tym, towarzyszyła nadzieja, że to co robimy jest warte tych
wszystkich poświęceń, że bierzemy udział w czymś co zdarza się w życiu tylko raz, że na naszych oczach i z naszym udziałem powstaje coś
ważnego i to nie tylko dla nas, że tworzymy piosenki, które – co prawda - nie są
w stanie zmienić świata, ale przez
chwilę mogą go uczynić lepszym miejscem, dać komuś chwilę wytchnienia,
refleksji czy wreszcie zwykłej radości.
Większość ludzi wyjmując z eleganckiego i lśniącego nowością
digipack’u srebrny krążek, nie widzi w nim nic poza kawałkiem tworzywa, produktu
współczesnej technologii muzycznej, przyozdobionego kolorowymi barwnikami.
Nikt
lub prawie nikt, nie dostrzega, że oprócz dźwięków jest w nim zaklęta część duszy
każdego z nas i jeszcze kilku innych ludzi spoza zespołu. Są tam też ciężka
praca i pot, śmiech i krew wrząca od bezsilnego gniewu w chwilach, kiedy
złośliwy los piętrzył kolejne przeszkody – zdawałoby się nie do pokonania, są momenty
zwątpienia i euforii, ból głowy od walenia nią w mur oraz szczera pasja i
miłość do muzyki, a oprócz tego zarwane noce, kłótnie, spory i piękne momenty
przyjaźni.
Zapewniam Was, że mimo, iż tego nie widać i nie słychać, to
wszystko, a nawet więcej tam jest. Jest zawarte na tym małym okrągłym
przedmiocie, który chociaż jest martwy, to paradoksalnie ma w sobie bardzo dużo
życia, naszego życia…
Pamiętajcie o tym wkładając naszą płytę do odtwarzacza,
przypomnijcie sobie o tym również w momencie, kiedy będziecie ją ściągać z Internetu
lub przegrywać od koleżanki lub kolegi.
Pamiętajcie też o tym, że nasza podróż „Na Wschód” to
dopiero początek drogi, w której – mamy nadzieję – zechcecie nam towarzyszyć…
[RIC]